I... byłabym wdzięczna, gdybyście dali znać, czy to co piszę was to ciekawi, czy jest tylko gniotem, który nie za bardzo chce się czytać. Bo jeśli tak, to nie ma sensu, by to kontynuować. Sami widzicie, że rozdziały są krótkie, dla mnie niezbyt sensowne. Już sama nie wiem co pisać...
Zacznę coś nowego, o ile cokolwiek przyjdzie do głowy. ;w; Dzięki... Dajcie tylko znać, please... //Rivaille
____________________________________________________________
[Aoi]
Rano powitał mnie potworny ból głowy i dziwne ciepło po mojej prawej. Przecierając dłonią oczy, usiadłem.
- Cholera jasna... - po prostu nie wiedziałem co powiedzieć na to, co zobaczyłem.
Byłem nagi, w bynajmniej nie moim łóżku. Łeb mi pękał, jakby ten ból miał zastąpić wspomnienia wczorajszego wieczoru, które najwyraźniej umknęły mi pod wpływem nadmiernej ilości alkoholu. Po mojej głowie zaczęły krążyć niespokojne myśli. Co się wczoraj działo? Pamiętałem, że poszedłem do baru. Trochę się napiłem i...
Drgnąłem gwałtownie i spojrzałem w bok.
- Ja pierdolę - chłopak. Ten sam co wczoraj. Obok mnie, a, co gorsza... również nagi.
Mój umysł zaczął wariować. Ogarnęła mnie panika. Co się, do cholery jasnej, wczoraj działo?!
Natychmiast podniosłem się z łóżka, wyślizgując spod wygrzanej kołdry i zaraz potem opadłem na podłogę, zaskoczony przeszywającym bólem w dolnych partiach ciała. O nie... Nie, nie, nie, nie, nie!
Dźwignąłem się i czym prędzej ubrałem w rzucone na podłogę moje ubrania. Spojrzałem na twarz śpiącego bruneta.
Przynajmniej tyle szczęścia - pomyślałem, nim wyszedłem z sypialni, nie pozostawiając za sobą nic, prócz wygniecionej pościeli. Wyszedłem z mieszkania nie dowiadując się nawet jak miał na imię chłopak, z którym się przespałem.
- Co się, kurde, działo...
[Reita]
Nieprzespana noc. Czysta przyjemność. Zaczynałem powoli poddawać się wszystkiemu, co się działo. Ciągłe SMSy i telefony Yuu... To ta część wczorajszego popołudnia i całego wieczoru, która dręczyła mnie najbardziej. Liczba powiadomień już w ciągu godziny, od kiedy wywaliłem go z domu, przekroczyła dwadzieścia. Potem...w końcu dał sobie spokój.
Potarłem twarz dłonią. Tą noc spędziłem w salonie, odcięty od świata słuchawkami i nieodłącznym basem, który podkradłem z własnego pokoju. Właśnie. Obecność Takanoriego była dla mnie czymś dziwnym. Czymś, do czego nie byłem przyzwyczajony. Zapewne wciąż leżał w moim łóżku. Jak zwykle. Zapewne znów wpatrywał się bezsensownie w sufit tymi swoimi pustymi oczami, dochodząc do siebie. Albo i nie...
Wczoraj jego zachowanie odbiegało znacznie od tej codziennej formy. Od Takanoriego, którego poznałem. Tego milczącego, chłodnego chłopaka, którym miałem się teraz opiekować.
* * *