Zaskoczyliście mnie komentarzami....Tak na serio... Uprzedzam, że teraz notki będę się rzadziej pojawiały...Zła szkoła bardzo zła... Złe osoby, które swoim zachowanie nie pozwalają pisać.... Druga autorka wyjeżdża do Francji(Jedziesz do Francji!) Wymiana..Tylko, by wyzdrowiała, bo się na kochana Rivaille rozchorowała. A uczy się od miesiąca francuskiego, więc módlmy się by Rivaille nie zgubiła się we Francji i do nas wróciła! Bo jak nie wróci to nie dodamy nowego opka, które razem z nią pisze.... Mam nadzieje, że lubicie ReitukiXD... No dobra blog zachorował na poważną ospę, objawiającą się dodawaniem ogromnej ilości Reituki... A to nowe opowiadanie jest według mnie super... A teraz 3 pytania do was
1. Chcecie prolog tego nowego opka?
2. Męczą was sprawdzianami w szkółkach?
3. Wolicie smutne zakończenia czy raczej szczęśliwe?
Szantaż- Bez komentarzy nie ma następnej notki
Za błędy winicie Rivaille....Sprawdzała to...
___________________________
Jaki jest sens w życiu? Skoro, ty nie widzisz, że Cię kocham. Każdy twój gest, uśmiech czy łza jest wyznacznikiem mojego szczęścia. Kiedy się śmiejesz, stoję obok i patrzę na Ciebie. Na twoje roześmiane oczy, urocze dołeczki w policzkach, które ukazują się tylko wtedy, gdy jesteś szczęśliwy. Kiedy widzisz mnie, skaczesz na mnie od tyłu i całujesz w policzek. Tak mnie witasz. Zawsze obejmuje Cię w pasie i mierzwię twoje włosy, a ty naburmuszony nadymasz policzki i gniewnie tupiesz nogą. Kiedy twoją twarz zdobią łzy, przytulasz się do mnie szukając pocieszenia. Wiesz, że nigdy Cię nie odtrącę, ale zastanawiasz się "dlaczego?". Zawsze, gdy o to pytasz uśmiecham się i nie odpowiadam. Miałem głupią nadzieję, że zrozumiesz, że Cię kocham, ale nie jak brata, nie jak ty mnie...
Jesteś jak motyl w zimie. Rzadki okaz - kruchy, delikatny, niepowtarzalny. Nie widziałeś swojej kruchości, zawsze pakowałeś się w największe niebezpieczeństwo. Podziwiam Cię, że nawet gdy jest Ci smutno starasz się wszystkim pomóc. Nigdy nie oczekujesz niczego w zamian. Często nie widziałeś uczuć innych. Dopiero ja ci uświadomiłem, że Ruki podkochuje się w Reiu. Jestem gotów zrobić dla Ciebie wszystko, lecz już nie daję rady. Miłość nie jest dla wszystkich.
Każdy twój dwuznaczny gest w stosunku do mnie jest zarazem cudownym przeżyciem, jak i najgorszą torturą (napisałam strukturą genetyczną... Zła biologia-od autorki). Nigdy nie odwzajemnisz moich uczuć.
Jest koniec próby. Proszę Cię, byś poszedł ze mną nad rzekę. Zaskoczony i lekko zdziwiony moją propozycją zgadzasz się. Nigdy Cię o nic nie prosiłem, po prostu byłem przy tobie. Idziemy w ciszy. Wyciągam telefon i wystukuje do reszty zespołu krótką wiadomość:
"Przepraszam... Bądźcie szczęśliwi". Nie chce, by przeze mnie cierpieli bardziej niż ja teraz. Nie mogę uchronić ich od wszystkiego co złe, ale staram się, by żyli jak najlepiej. Stajemy z Kai'm na moście. Zachód słońca, trzymamy się za ręce jak zakochani. Szkoda, że nigdy nimi nie będziemy.
- Kai.
- Aoi - zaczynamy równocześnie.
- Proszę, ty pierwszy- mówi mój ukochany.
Jak to pięknie brzmi.
-Yutaka, proszę Cię, bądź szczęśliwy... Przepraszam- mówię, po czym biorę głęboki wdech.
Robię krok w twoim kierunku i całuje Cię. W usta. Marzyłem, by ich skosztować. Są takie delikatne jak sobie wyobrażałem. Zanurzam dłoń w twoich włosach. Zaskoczony otwierasz usta, z czego chętnie korzystam, wślizgując się do środka językiem. Chyba mogę sobie na to pozwolić, skoro to mój ostatni pocałunek. Badam językiem twoje podniebienie. Nie odpychasz mnie. Chciałbym, by ta chwila trwała wiecznie. Powoli odsuwam się. Słodko wyglądasz z rumieńcami. Szepczę "Kocham Cię" i po dłuższym zastanowieniu dodaję: "Przepraszam". Rzucam się w odmęty rzeki. Biorę ostatni oddech i radosny zamykam oczy. Wyznałem Ci swoje uczucia, a ty już nie będziesz mnie mógł znienawidzić, że cię pokochałem. To chyba trochę samolubne, prawda? Podbiegasz przerażony do barierki i krzyczysz, ale ja już tego nie słyszę. Zegnaj ukochany. Moje już martwe wargi wyginają się w uśmiechu.
Skaczesz za mną. Wyciągasz martwe ciało. Dzwonisz przerażony do chłopaków. Chwile później przybiegają. Płaczą. Przecież prosiłem ich, by tego nie robili. Idioci. Ruki wtula się w tors Reity. Płacze w jego czułych objęciach. Momentalnie wyobraziłem sobie Ciebie w swoich ramionach. Obraz zamazuje się. Posyłam pocałunek w twoim kierunku i osuwam się w ciemność.
Miszmasz na skale światową, ot co!
29 września 2013
23 września 2013
Poznajmy się lepiej - 2
Dziś krócej i gorzej, według mojej własnej oceny, ale trudno. Brak czasu daje o sobie znać.
Btw zapraszam i proszę o komentowanie - to mój motor.
Postaram się dodać następną notkę trochę szybciej, ale nic nie obiecuję *n*
____________________________________________________
[Reita]
Schodziłem właśnie na dół na pierwsze piętro. Na drugim zajrzałem chyba do wszystkich dostępnych pomieszczeń, wszystkich zaułków i innych miejsc w których można by było się schować. Ale niby czemu Matsumoto miałby to robić? Pewnie wyszedł już dawno ze szkoły, a mnie - zapracowanemu przewodniczącemu - zlecają poszukiwania. Super.
Pierwszym miejscem, które zamierzałem odwiedzić była toaleta umiejscowiona na rogu. Już miałem nacisnąć klamkę, lecz zatrzymałem dłoń tuż nad nią. Coś dziwnego. Przytłumione dźwięki - nie tylko przez same drzwi - dotarły do moich uszu. Tak jakby ktoś chciał coś powiedzieć, lecz nie był w stanie. Po chwili ciche szuranie i swego rodzaju łomot spowodował u mnie wzrost ciśnienia. Co się dzieje? Zdecydowanym ruchem nacisnąłem klamkę, wdzierając się do środka. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem, co właśnie miało miejsce. Czego byłem świadkiem.
Takanori stał na palcach, trzymany przez jakiegoś faceta. Zaciskał mu mocno usta dłonią, gdy niski próbował mu się wyrywać. Druga dłoń napastnika wdzierała się właśnie między nogi chłopaka. Próbował się stawiać, krzyczeć. Na darmo.
W jednej chwili zareagowałem, rzucając się na mężczyznę, waląc go w twarz, a potem w kilku ruchach odpychając go od Matsumoto. Słyszałem jak upada na podłogę, nagle wyrwany z silnego uścisku tego faceta. Cały czas miałem przed oczami scenę, którą zobaczyłem na początku. Przestraszone oczy ofiary zapędzonej w kozi róg, zabarwione czernią makijażu ślady po łzach na policzkach chłopaka.
Tamten zboczeniec dostanie za swoje!
Zerknąłem na skulonego na ziemi Takanoriego. W tej samej chwili poczułem uderzenie. Zatoczyłem się lekko, jednak w miarę szybko znów wyprostowałem, by kopnąć mężczyznę z całej siły. Padł na kolana - nigdy nie przepuściłbym tak dobrej okazji, by uderzyć go w twarz, co też uczyniłem bez zastanowienia…
[Aoi]
Nerwowo stukałem palcami w blat ławki, patrząc na puste miejsce obok mnie. Reita, gdzie ty się podziewasz?
Spojrzałem na nauczyciela. Nie słyszałem co mówi. Dla mnie bezgłośnie poruszał wargami - myślami byłem teraz gdzie indziej. Nie obchodziła mnie rozpoczęta lekcja. Klasowego blondynka nie było i nie było. Za długo jak na szukanie. Znam go dobrze. Gdyby nie mógł znaleźć, dałby już sobie dawno spokój i wrócił do klasy.
Westchnąłem i po części ze zdenerwowania, po części ze znużenia zacząłem bazgrać w zeszycie chaotyczne linie układające się w jedno słowo.
[Ruki]
Patrzyłem, jak dobierający się do mnie mężczyzna obrywa raz za razem z silnej pięści tego blondyna. Co się dzieje. Dlaczego tu przyszedł? Widziałem go kilkukrotnie w klubie, w którym pracuję. Widziałem, jak na mnie zerka. Często mnie zaczepiał. Ohyda. Przyszedł po mnie. Jak? Kiedy się dowiedział? To przez pracodawcę? *Nie jestem bezpieczny*
Ból. Coś mi zrobił. Ale co? Chciałem wstać, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Chciałem uciec. Nie mogłem, nie mogłem, nie mogłem. Przez umysł przebiegały mi tysiące myśli. Majaczących, niesprecyzowanych, bezkształtnych i zarazem w przekazie ostrych jak sztylet. Impulsy przestraszonego umysłu, który nakazywał ucieczkę. Odpowiedzi zwrotne z kończyn, które stawiały opór. Skostniałe, zrośnięte z ziemią. Z ciemnoniebieskimi kafelkami szkolnej toalety. A na nich, jak drobne punkciki gwiazd na nocnym niebie, zarysowywały się kropelki świeżej krwi, które przypadkiem padły na granat ziemi, połyskując teraz chłodem w świetle wiszących lamp. Spojrzałem na nie, zatapiając się w ich głębi. Moje ciemne, chłodne, pozbawione życia oczy. Zatracałem się w tej barwie. Niemożliwy do określenia kolor. Przenikające się barwy, stwarzane nowe, kolejne, nie znane. Lecz wszystkie jednakowo zimne. Zatraciłem się w tym. Przestałem myśleć. Czułem tylko, jak moje lewe przedramię z każdą chwilą staje się coraz bardziej ciepłe. Moja dłoń oparta na chłodnej powierzchni kafli osuwała się powoli. Ziemia. Byłem coraz bliżej.
Staczam się. Tak. Wiem. Cały czas jestem bliżej.
Moje oczy przesłoniła mgła. Gęsta i nieprzenikniona. Nadałem jej znajomą barwę czerwieni. Bo tak było milej. Czułem się bezpieczny, jednocześnie stojąc na krawędzi życia, stąpając po cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią.
Po chwili osunąłem się w ciemność, uśpiony ciepłem spływającym po mojej dłoni.
* * *
Jest ciemno. Która godzina? Ciepło. Dlaczego? To nie moja kanapa, to w ogóle nie kanapa. Czuję coś miękkiego. Moje palce gładzą śliski materiał. Naprawdę jest ciemno, czy tylko śpię? Moje powieki drgnęły - ślepiło mnie światło.
- Matsumoto! - odległe głosy, postacie widziane jak przez mgłę.
- Ooi! Matsumoto-kun! - z każdą chwilą bardziej wyraźne, bardziej rozpoznawalne.
Tak. Ta szmata na nosie jest stanowczo zbyt charakterystyczna.
Btw zapraszam i proszę o komentowanie - to mój motor.
Postaram się dodać następną notkę trochę szybciej, ale nic nie obiecuję *n*
____________________________________________________
[Reita]
Schodziłem właśnie na dół na pierwsze piętro. Na drugim zajrzałem chyba do wszystkich dostępnych pomieszczeń, wszystkich zaułków i innych miejsc w których można by było się schować. Ale niby czemu Matsumoto miałby to robić? Pewnie wyszedł już dawno ze szkoły, a mnie - zapracowanemu przewodniczącemu - zlecają poszukiwania. Super.
Pierwszym miejscem, które zamierzałem odwiedzić była toaleta umiejscowiona na rogu. Już miałem nacisnąć klamkę, lecz zatrzymałem dłoń tuż nad nią. Coś dziwnego. Przytłumione dźwięki - nie tylko przez same drzwi - dotarły do moich uszu. Tak jakby ktoś chciał coś powiedzieć, lecz nie był w stanie. Po chwili ciche szuranie i swego rodzaju łomot spowodował u mnie wzrost ciśnienia. Co się dzieje? Zdecydowanym ruchem nacisnąłem klamkę, wdzierając się do środka. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem, co właśnie miało miejsce. Czego byłem świadkiem.
Takanori stał na palcach, trzymany przez jakiegoś faceta. Zaciskał mu mocno usta dłonią, gdy niski próbował mu się wyrywać. Druga dłoń napastnika wdzierała się właśnie między nogi chłopaka. Próbował się stawiać, krzyczeć. Na darmo.
W jednej chwili zareagowałem, rzucając się na mężczyznę, waląc go w twarz, a potem w kilku ruchach odpychając go od Matsumoto. Słyszałem jak upada na podłogę, nagle wyrwany z silnego uścisku tego faceta. Cały czas miałem przed oczami scenę, którą zobaczyłem na początku. Przestraszone oczy ofiary zapędzonej w kozi róg, zabarwione czernią makijażu ślady po łzach na policzkach chłopaka.
Tamten zboczeniec dostanie za swoje!
Zerknąłem na skulonego na ziemi Takanoriego. W tej samej chwili poczułem uderzenie. Zatoczyłem się lekko, jednak w miarę szybko znów wyprostowałem, by kopnąć mężczyznę z całej siły. Padł na kolana - nigdy nie przepuściłbym tak dobrej okazji, by uderzyć go w twarz, co też uczyniłem bez zastanowienia…
[Aoi]
Nerwowo stukałem palcami w blat ławki, patrząc na puste miejsce obok mnie. Reita, gdzie ty się podziewasz?
Spojrzałem na nauczyciela. Nie słyszałem co mówi. Dla mnie bezgłośnie poruszał wargami - myślami byłem teraz gdzie indziej. Nie obchodziła mnie rozpoczęta lekcja. Klasowego blondynka nie było i nie było. Za długo jak na szukanie. Znam go dobrze. Gdyby nie mógł znaleźć, dałby już sobie dawno spokój i wrócił do klasy.
Westchnąłem i po części ze zdenerwowania, po części ze znużenia zacząłem bazgrać w zeszycie chaotyczne linie układające się w jedno słowo.
[Ruki]
Patrzyłem, jak dobierający się do mnie mężczyzna obrywa raz za razem z silnej pięści tego blondyna. Co się dzieje. Dlaczego tu przyszedł? Widziałem go kilkukrotnie w klubie, w którym pracuję. Widziałem, jak na mnie zerka. Często mnie zaczepiał. Ohyda. Przyszedł po mnie. Jak? Kiedy się dowiedział? To przez pracodawcę? *Nie jestem bezpieczny*
Ból. Coś mi zrobił. Ale co? Chciałem wstać, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Chciałem uciec. Nie mogłem, nie mogłem, nie mogłem. Przez umysł przebiegały mi tysiące myśli. Majaczących, niesprecyzowanych, bezkształtnych i zarazem w przekazie ostrych jak sztylet. Impulsy przestraszonego umysłu, który nakazywał ucieczkę. Odpowiedzi zwrotne z kończyn, które stawiały opór. Skostniałe, zrośnięte z ziemią. Z ciemnoniebieskimi kafelkami szkolnej toalety. A na nich, jak drobne punkciki gwiazd na nocnym niebie, zarysowywały się kropelki świeżej krwi, które przypadkiem padły na granat ziemi, połyskując teraz chłodem w świetle wiszących lamp. Spojrzałem na nie, zatapiając się w ich głębi. Moje ciemne, chłodne, pozbawione życia oczy. Zatracałem się w tej barwie. Niemożliwy do określenia kolor. Przenikające się barwy, stwarzane nowe, kolejne, nie znane. Lecz wszystkie jednakowo zimne. Zatraciłem się w tym. Przestałem myśleć. Czułem tylko, jak moje lewe przedramię z każdą chwilą staje się coraz bardziej ciepłe. Moja dłoń oparta na chłodnej powierzchni kafli osuwała się powoli. Ziemia. Byłem coraz bliżej.
Staczam się. Tak. Wiem. Cały czas jestem bliżej.
Moje oczy przesłoniła mgła. Gęsta i nieprzenikniona. Nadałem jej znajomą barwę czerwieni. Bo tak było milej. Czułem się bezpieczny, jednocześnie stojąc na krawędzi życia, stąpając po cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią.
Po chwili osunąłem się w ciemność, uśpiony ciepłem spływającym po mojej dłoni.
* * *
Jest ciemno. Która godzina? Ciepło. Dlaczego? To nie moja kanapa, to w ogóle nie kanapa. Czuję coś miękkiego. Moje palce gładzą śliski materiał. Naprawdę jest ciemno, czy tylko śpię? Moje powieki drgnęły - ślepiło mnie światło.
- Matsumoto! - odległe głosy, postacie widziane jak przez mgłę.
- Ooi! Matsumoto-kun! - z każdą chwilą bardziej wyraźne, bardziej rozpoznawalne.
Tak. Ta szmata na nosie jest stanowczo zbyt charakterystyczna.
17 września 2013
Poznajmy się lepiej - 1
Wita was druga, nowa autorka ze swoim opowiadaniem na start!
Zapraszam, zapraszam...//Rivaille
Notka: Na potrzeby opowiadania Aoi chodzi do jednej klasy z Reitą. Nikt nie zauważy, że jest starszy. Ciii...~ _____________________________________________________
Poznajmy się lepiej
[Reita]
Patrzyłem w przestrzeń, siedząc na dachu szkoły ze zwieszonymi poza barierkę nogami. Życie dawno przestało mieć dla mnie jakiś większy sens. Nie to, że chciałem z tym skończyć. Bynajmniej. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich samo okaleczających się ludzi, tych, którzy czasem z byle powodu byli gotowi skończyć z życiem. Czy bezradność naprawdę może tak zawładnąć człowiekiem, że nie jest nawet w stanie próbować się podnieść? Skrzywiłem się lekko i uderzyłem dłonią w metalowe pręty barierki.
Patrzyłem w przestrzeń, siedząc na dachu szkoły ze zwieszonymi poza barierkę nogami. Życie dawno przestało mieć dla mnie jakiś większy sens. Nie to, że chciałem z tym skończyć. Bynajmniej. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich samo okaleczających się ludzi, tych, którzy czasem z byle powodu byli gotowi skończyć z życiem. Czy bezradność naprawdę może tak zawładnąć człowiekiem, że nie jest nawet w stanie próbować się podnieść? Skrzywiłem się lekko i uderzyłem dłonią w metalowe pręty barierki.
*Bez sensu*
Wychyliłem się w dół, skupiając swoją uwagę na bramie szkoły, przez którą grupkami lub pojedynczo wchodzili kolejni uczniowie mojego liceum. Odruchowo poprawiłem swoją bandanę na nosie i odgarnąłem kosmyk blond włosów, który za bardzo opadł mi na oko. Codzienny rytuał - gówno mnie obchodziło zdanie innych. Ci, którzy mnie nie znali, mogli sobie mówić co chcą. Ale tu wieści szybko się rozchodzą. Każdy o mnie słyszał, wiedzą jaki jestem. Nikt ze mną nie zadziera, bo wie, że to może się dla niego źle skończyć. Większość raczej mnie unika.
Zacisnąłem mocno palce na barierce, zdrapując pomalowanymi na czarno paznokciami ohydną, zgniłozieloną farbę. Nie powiem przecież nikomu, że w głębi duszy to mnie boli, prawda? Spojrzałem po raz ostatni w dół i skierowałem się do drzwi, przez które wszedłem na dach, zarzucając sobie moją czarną torbę na ramię. Jeszcze ponad godzina do moich zajęć. Pora znaleźć sobie jakieś ciekawsze miejsce od szkolnego dachu.
Zacisnąłem mocno palce na barierce, zdrapując pomalowanymi na czarno paznokciami ohydną, zgniłozieloną farbę. Nie powiem przecież nikomu, że w głębi duszy to mnie boli, prawda? Spojrzałem po raz ostatni w dół i skierowałem się do drzwi, przez które wszedłem na dach, zarzucając sobie moją czarną torbę na ramię. Jeszcze ponad godzina do moich zajęć. Pora znaleźć sobie jakieś ciekawsze miejsce od szkolnego dachu.
[Ruki]
Siedząc na zimnej podłodze łazienki w milczeniu wpatrywałem się w spływającą po mojej ręce krew. Kolejna rana, kolejna okazja. Tym razem dzień w nowej szkole. Upuściłem trzymaną w dłoni żyletkę na podłogę, brudząc białe kafelki swoją krwią. Podniosłem się ciężko z ziemi, podpierając się ściany. Otworzyłem szafkę, wyciągając z niej kawałek elastycznego bandaża i ukryłem pod nim nowo nabytą ranę. Nie chcę, by ktoś dowiedziała się o mnie, o moim życiu więcej niż potrzeba. Zamknąłem drzwiczki z hukiem i wyszedłem z łazienki, zerkając jeszcze dla upewnienia w lustro. Lekki makijaż, starannie ułożone włosy. Jest dobrze.
Ubrałem się nieśpiesznie. Miałem jeszcze trochę czasu. Czarne rurki i glany w tym samym kolorze. Sięgnąłem z niechęcią po marynarkę z logo szkoły, którą narzuciłem na ściśle przylegającą do ciała bluzkę. Może i szkoła nie zwracała tak dużej uwagi na strój, jednak przynajmniej tyle musiałem mieć. By stworzyć pozory i mieć spokój.
Ściągnąłem z szafki zegarek i zabrałem plecak, narzucając go sobie na ramię. Tak przygotowany wyszedłem z pustego mieszkania. Droga do szkoły zajmie mi jakieś pół godziny.
Siedząc na zimnej podłodze łazienki w milczeniu wpatrywałem się w spływającą po mojej ręce krew. Kolejna rana, kolejna okazja. Tym razem dzień w nowej szkole. Upuściłem trzymaną w dłoni żyletkę na podłogę, brudząc białe kafelki swoją krwią. Podniosłem się ciężko z ziemi, podpierając się ściany. Otworzyłem szafkę, wyciągając z niej kawałek elastycznego bandaża i ukryłem pod nim nowo nabytą ranę. Nie chcę, by ktoś dowiedziała się o mnie, o moim życiu więcej niż potrzeba. Zamknąłem drzwiczki z hukiem i wyszedłem z łazienki, zerkając jeszcze dla upewnienia w lustro. Lekki makijaż, starannie ułożone włosy. Jest dobrze.
Ubrałem się nieśpiesznie. Miałem jeszcze trochę czasu. Czarne rurki i glany w tym samym kolorze. Sięgnąłem z niechęcią po marynarkę z logo szkoły, którą narzuciłem na ściśle przylegającą do ciała bluzkę. Może i szkoła nie zwracała tak dużej uwagi na strój, jednak przynajmniej tyle musiałem mieć. By stworzyć pozory i mieć spokój.
Ściągnąłem z szafki zegarek i zabrałem plecak, narzucając go sobie na ramię. Tak przygotowany wyszedłem z pustego mieszkania. Droga do szkoły zajmie mi jakieś pół godziny.
[40 minut później; Reita]
- Hej, stary - radosny głos Aoi'ego jak zwykle wyprowadził mnie z równowagi.
Odpowiedziałem uśmiechem i uniosłem dłoń, eksponując dobrze swój środkowy palec. Jak zawsze.
- A ty tradycyjnie pełen serdeczności - zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Taa.
Zamilkł. Widział, że nie jestem w nastroju. Ale czy naprawdę? To po prostu kolejny nudny dzień, który spędzę w szkole, szwendając się gdzieś z Yuu. I, nie, moim zachowaniem nie zamierzam go zawalić. Nie tym razem.
Uśmiechnąłem się do Aoi'ego już mniej sztywnie i dźgnąłem go w bok. Jak za dawnych czasów. Znaliśmy się od podstawówki. On zawsze dbał o wszystkich, o mnie. Zachowywał się najbardziej dojrzale, zawsze myślał racjonalnie. Nienawidziłem siebie za to, że to on przywracał mnie do porządku, gdy miewałem młodzieńcze odpały. Był starszy, ale tu liczy się mentalność. Zazdroszczę mu przyszłego życia. To pewne, że znajdzie sobie kogoś z kim będzie szczęśliwy, będzie okazywał swojej drugiej połówce miłość na wszelkie możliwe sposoby. Jest odpowiedzialny. Zrobi wszystko, co będzie trzeba. Skłonny do poświęceń. Czuły.
Facet idealny.
Facet idealny.
Wyszczerzyłem się do niego. - Chodźmy.
Patrzył na mnie, gdy przerzucałem sobie skórzaną torbę przez ramię i szedłem wolnym krokiem w kierunku budynku szkoły. Siedzieliśmy do tej pory na dworze. Poszedł za mną nie odzywając się słowem. Czułem, że się uśmiecha. Gdy tylko zbliżył się do mnie, pociągnąłem go za marynarkę i pognałem przed siebie, ciągnąc go za sobą.
*Jak dzieci, prawda?
Beztroskie, wesołe maluchy.
Zostańmy nimi. Chociaż na chwilę...*
[Ruki]
Wszedłem wolno na teren szkoły, opatulając się mocniej marynarką. Jesienny wiatr niósł ze sobą coraz więcej opadłych liści. Lubię tą porę roku. Wszystko zamiera. Tak jak ja. Stopniowo pogrążam się w letargu, zatapiam we własnych słabościach. To takie żałosne, prawda?
Nie. Chyba nie.
Nie. Chyba nie.
To tylko sposób bycia. Mój. Własny. Oryginalny. Nikt go nie zmieni. Nie dam się. Nie złamię swoich reguł. Będę się ich trzymał do końca. Zbyt wiele przeszedłem, by ktoś zabronił mi tej jedynej przyjemności. Będę się karał. Za siebie i za wszystkich. Za tych, przez których cierpię, za tych, którzy sami chcą się pokarać. To będą wspaniałe lata.
Jestem pewny, że tylko tygodnie.
Chłodną dłonią pchnąłem szkolne drzwi. Od razu uderzyło mnie ciepło. Otuliło mnie, niczym łagodne ramiona matki, obejmujące czule swoje dziecko.
Zwykła iluzja. Zawsze zostanę zimny.
Zerknąłem na jedną z korkowych tablic, wiszących po lewej stronie od wejścia, już bliżej sekretariatu. Plan zajęć. Wyciągnąłem z plecaka długopis i jedną z pogniecionych kartek, walających się luzem - pełną bezsensownych tekstów piosenek. Zacząłem spisywać plan na wolnym skrawku papieru. Słyszałem jak ktoś schodzi po schodach.
- Złaź tu, leniu! - cichy śmiech jakiegoś chłopaka mnie upewnił.
- Nogi mnie bolą.
- Złaź!
- Możesz mnie zanieść, jeśli chcesz.
Cisza. Zbiegł po schodach, nie czekając na drugiego.
Cisza. Zbiegł po schodach, nie czekając na drugiego.
Ja w milczeniu przepisywałem dalej.
- Hej! - ten sam chłopak, który tu zszedł. Słyszałem jak szedł w moim kierunku.
Szybko oderwałem kawałek papieru, na którym pisałem a resztę zwinąłem w kulkę i schowałem do kieszeni. Zerknąłem na niego przez ramię. Czarne włosy, przyjazny uśmiech na twarzy; luźno zawiązany krawat, szkolna marynarka, biała koszula, czarne spodnie - jedyna część stroju, która do niego pasowała.
Posłałem mu uśmiech. Blady, ledwo widoczny, wymuszony. Drobne kłamstwo opanowane do perfekcji.
- Jesteś nowy? - spojrzał na trzymaną przeze mnie kartkę.
Posłałem mu uśmiech. Blady, ledwo widoczny, wymuszony. Drobne kłamstwo opanowane do perfekcji.
- Jesteś nowy? - spojrzał na trzymaną przeze mnie kartkę.
Skinąłem głową.
- Ej... - zaprotestowałem, gdy wyrwał mi papier z ręki. Ale byłem przygotowany.
Obserwowałem jak na jego ustach poszerza się uśmiech.
- Yuu Shiroyama. Mów mi Aoi - wyciągnął do mnie dłoń - Zdaję się, że od dziś chodzimy razem do klasy - wyszczerzył się.
- Yuu Shiroyama. Mów mi Aoi - wyciągnął do mnie dłoń - Zdaję się, że od dziś chodzimy razem do klasy - wyszczerzył się.
- Takanori Matsumoto - powiedziałem, chowając ręce do kieszeni spodni.
Chłopak spojrzał na mnie, po chwili cofając dłoń.
- Zaraz zaczynają się zajęcia. Chodźmy. Później dam ci plan - zaproponował.
Znów tylko skinąłem głową.
Yuu zachęcił mnie ruchem dłoni, bym poszedł za nim.
- Rei-chan, popatrz no, kogo tu znalazłem! - krzyknął w górę schodów.
Przez poręcz wychylił się blondyn z jakąś szmatą na nosie. Bandana? Oryginalne.
Przyjrzał mi się, widziałem jak w kącikach jego ust na chwilę pojawia się uśmiech. Skierował swoje spojrzenie z powrotem na Yuu.
- Pospieszcie się - mruknął, odwracając się i odchodząc od schodów, tym samym znikając z mojego pola widzenia.
- Akira Suzuki. Przyjaciel z dawnych lat - Aoi uśmiechnął się do mnie i ruszył szybko po schodach.
Pobiegłem za nim, trzymając mocno swój plecak. Kolejni "przyjaciele". Już pierwszego dnia. Ciekawe, kiedy się skończy się ta zabawa.
Na piętrze czekał na nas ten blondyn.
- Matsumoto-kun, tak? Mów mi Reita - powiedział bezceremonialnie.
Znał mnie. Moje imię. Jestem szkolną atrakcją? Poczułem jak Aoi kładzie mi ręke na ramieniu.
- Jest przewodniczącym. Kontakty z nauczycielem i tak dalej...
Uśmiechnąłem się.
Więc tak to wygląda.
- Idziemy - Aoi z uśmiechem skierował się tam, gdzie podążał już Reita, pchając mnie lekko w tamtą stronę.
Przez ubranie czułem, jaki jest ciepły. Przeszył mnie dreszcz pod wpływem tego uczucia. Jego ciało parzyło. Wzdrygnąłem się, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia.
- Coś nie tak?
Nie odpowiedziałem. Opatuliłem się szczelniej marynarką, paradoksalnie chcąc odciąć się od tego ciepła, które poczułem.
- Jest ci zimno?
Nie. Było dobrze. Zacisnąłem w pięści wiecznie chłodne dłonie. Spojrzałem w bok, nic nie mówiąc. Uciekając od jego osoby. Poczułem jak podchodzi i zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę.
*Zostaw mnie! Nie potrzebuję twojej litości!*
Spojrzałem na niego spod swojej czerwonawej grzywki. Uśmiechnął się. Delikatnie. Inaczej.
- To niepotrzebne - powiedziałem do niego, zabierając się do zrzucenia z ramion tej ciepłej rzeczy.
Błąd.
Chcąc mnie przed tym ruchem powstrzymać, złapał mnie za dłonie. Otworzył szeroko oczy, czując jaki jestem zimny. Wyrwałem się mu gwałtownie i zrzuciłem z ramion jego marynarkę. Zerwałem się do biegu.
*Zostaw mnie! Zostaw!*
Za rogiem zwolniłem. Wie za dużo. To jego błędy.
Rozejrzałem się dookoła. Z kilku sal słychać było żywe rozmowy. Śmiech. Radość. Niedługo zaczną się zajęcia. Nie pójdę tam.
Może jutro...
Wzrokiem odszukałem toalety. Jest. Koniec korytarza. Pobiegłem w tamtą stronę. Cicho, jak najciszej.
*Wmieszaj się w tłum
zjednaj się z ciszą
stań się niewidoczny
niech nikt nie wie, że konasz*
Otworzyłem drzwi, upewniając się, że nikogo nie ma. Zamknąłem je szybko i wszedłem do jednej z kabin, wsłuchując się w trzask zamka.
[Reita]
- Aoi! No w końcu! - przyjrzałem się mu uważnie - Coś się stało? Och. Gdzie ten nowy? Zaraz zaczynają si...
- Pobiegł.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem unosząc brew.
- Gdzie pobiegł?
- Nie wiem.
- Super. Szedłeś z nim do klasy i nie wiesz? - prychnąłem. Byłem rozdrażniony. Początek dnia, a już wszystko się pierdoli - Zwiał ze szkoły?
Ciemne oczy Yuu spojrzały prosto w moje.
- Nie.
- No więc w czym problem? Znajdź go. Ty zgubiłeś, to teraz szukaj - mruknąłem, machając ręką i podchodząc do swojej ławki - To jego pierwsza lekcja.
- Jesteś przewodniczącym - uśmiechnął się do mnie wrednie - Pilnuj spraw, które zlecił ci sensei.
- Suzuki! - donośny głos nauczyciela rozniósł się po sali. O wilku mowa. Cholera.
Odwróciłem się w jego stronę.
- Gdzie Matsumoto? Miał przyjść do mnie jeszcze przed lekcją.
No tak.
- W takim razie...pójdę go poszukać - mruknąłem, spoglądając wkurzony na Aoi'ego.
Uśmiechał się triumfalnie. Nienawidzę wredoty.
Ale co zrobić. Już po chwili biegłem korytarzem w poszukiwaniach nowej, klasowej pierdoły.
[Ruki]
Drżącymi dłońmi znów sięgnąłem po żyletkę. Krew. Patrzyłem na kolejne rozcięcie... Ile już tu siedziałem? Może pora wyjść. Wrócę do domu, wyjdę do pracy. Albo z nią też dam sobie spokój. Nie. Nie mogę. Do dupy z tym. Z całym światem. Zagryzłem mocno wargi. W końcu zdecydowałem się wyjść z kabiny. Zmyć wszelkie ślady i wyjść ze szkoły. Niezauważony. Jakby wcześniej po prostu mnie tu nie było.
Odkręciłem zimną wodę w umywalce i opłukałem żyletkę. Wytarłem. Osuszyłem. Schowałem. Obchodziłem się z nią czule. Delikatnie. Była moją jedyną radością. Ten chłodny kawałek metalu trzymał mnie przy życiu. Tak właśnie myślę. Zacząłem obmywać zadane sobie rany. Mokrą skórę owinąłem bandażem, który przesiąkł prawie natychmiast i zabarwił się lekką czerwienią.
Brutalne piękno, które docenić może tylko ktoś taki jak ja.
Usłyszałem, metaliczny brzęk poluzowanej klamki toalety. Ktoś chciał wejść. Stanąłem nad umywalką, wieszając się na niej ciężko.
Klik. Obcy pchnął drzwi i wszedł do środka.
To pewnie ktoś z mojej klasy. Poszli mnie szukać.
Cisza, wypełniona tylko kapaniem wody z zepsutego kranu i moim nierównym oddechem.
- Takanori - drgnąłem, słysząc ten głos.
Pomyłka.
Obróciłem się z przerażeniem w stronę drzwi. Patrzyły na mnie pożądliwe oczy psychopaty.
Na piętrze czekał na nas ten blondyn.
- Matsumoto-kun, tak? Mów mi Reita - powiedział bezceremonialnie.
Znał mnie. Moje imię. Jestem szkolną atrakcją? Poczułem jak Aoi kładzie mi ręke na ramieniu.
- Jest przewodniczącym. Kontakty z nauczycielem i tak dalej...
Uśmiechnąłem się.
Więc tak to wygląda.
- Idziemy - Aoi z uśmiechem skierował się tam, gdzie podążał już Reita, pchając mnie lekko w tamtą stronę.
Przez ubranie czułem, jaki jest ciepły. Przeszył mnie dreszcz pod wpływem tego uczucia. Jego ciało parzyło. Wzdrygnąłem się, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia.
- Coś nie tak?
Nie odpowiedziałem. Opatuliłem się szczelniej marynarką, paradoksalnie chcąc odciąć się od tego ciepła, które poczułem.
- Jest ci zimno?
Nie. Było dobrze. Zacisnąłem w pięści wiecznie chłodne dłonie. Spojrzałem w bok, nic nie mówiąc. Uciekając od jego osoby. Poczułem jak podchodzi i zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę.
*Zostaw mnie! Nie potrzebuję twojej litości!*
Spojrzałem na niego spod swojej czerwonawej grzywki. Uśmiechnął się. Delikatnie. Inaczej.
- To niepotrzebne - powiedziałem do niego, zabierając się do zrzucenia z ramion tej ciepłej rzeczy.
Błąd.
Chcąc mnie przed tym ruchem powstrzymać, złapał mnie za dłonie. Otworzył szeroko oczy, czując jaki jestem zimny. Wyrwałem się mu gwałtownie i zrzuciłem z ramion jego marynarkę. Zerwałem się do biegu.
*Zostaw mnie! Zostaw!*
Za rogiem zwolniłem. Wie za dużo. To jego błędy.
Rozejrzałem się dookoła. Z kilku sal słychać było żywe rozmowy. Śmiech. Radość. Niedługo zaczną się zajęcia. Nie pójdę tam.
Może jutro...
Wzrokiem odszukałem toalety. Jest. Koniec korytarza. Pobiegłem w tamtą stronę. Cicho, jak najciszej.
*Wmieszaj się w tłum
zjednaj się z ciszą
stań się niewidoczny
niech nikt nie wie, że konasz*
Otworzyłem drzwi, upewniając się, że nikogo nie ma. Zamknąłem je szybko i wszedłem do jednej z kabin, wsłuchując się w trzask zamka.
[Reita]
- Aoi! No w końcu! - przyjrzałem się mu uważnie - Coś się stało? Och. Gdzie ten nowy? Zaraz zaczynają si...
- Pobiegł.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem unosząc brew.
- Gdzie pobiegł?
- Nie wiem.
- Super. Szedłeś z nim do klasy i nie wiesz? - prychnąłem. Byłem rozdrażniony. Początek dnia, a już wszystko się pierdoli - Zwiał ze szkoły?
Ciemne oczy Yuu spojrzały prosto w moje.
- Nie.
- No więc w czym problem? Znajdź go. Ty zgubiłeś, to teraz szukaj - mruknąłem, machając ręką i podchodząc do swojej ławki - To jego pierwsza lekcja.
- Jesteś przewodniczącym - uśmiechnął się do mnie wrednie - Pilnuj spraw, które zlecił ci sensei.
- Suzuki! - donośny głos nauczyciela rozniósł się po sali. O wilku mowa. Cholera.
Odwróciłem się w jego stronę.
- Gdzie Matsumoto? Miał przyjść do mnie jeszcze przed lekcją.
No tak.
- W takim razie...pójdę go poszukać - mruknąłem, spoglądając wkurzony na Aoi'ego.
Uśmiechał się triumfalnie. Nienawidzę wredoty.
Ale co zrobić. Już po chwili biegłem korytarzem w poszukiwaniach nowej, klasowej pierdoły.
[Ruki]
Drżącymi dłońmi znów sięgnąłem po żyletkę. Krew. Patrzyłem na kolejne rozcięcie... Ile już tu siedziałem? Może pora wyjść. Wrócę do domu, wyjdę do pracy. Albo z nią też dam sobie spokój. Nie. Nie mogę. Do dupy z tym. Z całym światem. Zagryzłem mocno wargi. W końcu zdecydowałem się wyjść z kabiny. Zmyć wszelkie ślady i wyjść ze szkoły. Niezauważony. Jakby wcześniej po prostu mnie tu nie było.
Odkręciłem zimną wodę w umywalce i opłukałem żyletkę. Wytarłem. Osuszyłem. Schowałem. Obchodziłem się z nią czule. Delikatnie. Była moją jedyną radością. Ten chłodny kawałek metalu trzymał mnie przy życiu. Tak właśnie myślę. Zacząłem obmywać zadane sobie rany. Mokrą skórę owinąłem bandażem, który przesiąkł prawie natychmiast i zabarwił się lekką czerwienią.
Brutalne piękno, które docenić może tylko ktoś taki jak ja.
Usłyszałem, metaliczny brzęk poluzowanej klamki toalety. Ktoś chciał wejść. Stanąłem nad umywalką, wieszając się na niej ciężko.
Klik. Obcy pchnął drzwi i wszedł do środka.
To pewnie ktoś z mojej klasy. Poszli mnie szukać.
Cisza, wypełniona tylko kapaniem wody z zepsutego kranu i moim nierównym oddechem.
- Takanori - drgnąłem, słysząc ten głos.
Pomyłka.
Obróciłem się z przerażeniem w stronę drzwi. Patrzyły na mnie pożądliwe oczy psychopaty.
*Bo nigdy nie wiemy, co przytrafi nam się za chwilę.
Łagodność i brutalność, szczęście i smutek.
To wszystko uzupełnia się nawzajem.
Są ofiary i ci, którzy zadają im cierpienie.
By ktoś mógł cieszyć się życiem, ktoś inny musi cierpieć -
...Prawda?
Pozwólcie mi wierzyć, że ja też mogę liczyć na odrobinę radości*
~~~TBC~~~
15 września 2013
Kurabu 3
Miałam wstawić wczoraj, ale miałam urodziny i mnie odcięli z tego powodu od neta.... Do bloga dołącza druga autorka. Przepraszam za błędy i, że to jest nudne jak flaki z olejem...
__________________________________
~Uruha~
Trochę
się martwię o Ruki'ego. Może nie znamy się długo, ale widzę, że
nie jest z tych osób co mogą sobie sami poradzić bez przyjaciół.
Reita zdaje się tego nie widzieć. Może pomóc mu zauważyć, ze
Takanori'emu naprawdę na nim zależy?
-Śliczny,
chodź idziemy już- Wykrzyknął Aoi. Może jego poprosić o pomoc w
olśnieniu Reity?
-Idę-podniosłem
się z kanapy i wybiegłem za Aoi'm.
~Ruki~
Ktoś
obudził mnie waleniem w drzwi.
-Idę!-krzyknąłem.
Założyłem na szybko jakieś spodnie i nieporządnie zapiąłem
koszule. "Pukanie" powtórzyło się.
-Czego?-otworzyłem drzwi i warknąłem na przybyszy.
-Ruki-kun!
W końcu jesteś w domu!- Wykrzyknęła dziewczyna mojego brata. Za
drzwiami stała cała trójka ludzi, których chciałem unikać do
końca życia. Mój brat, jego dziewczyna Hanami oraz jej kumpela
Sasami. Wszyscy chcieli mnie z Sasami zeswatać, a ona używała
mózgu, jeśli oczywiście taki posiadała, bardzo rzadko.
Przepchnęli się obok mnie w drzwiach i rozsiedli w salonie.
Zaniepokojony podążyłem za nimi.
-To
powiedz nam, Ruki-kun, Czy znalazłeś sobie już dziewczynę?-
Hanami wpatrywała się we mnie ciekawskim spojrzeniem. Jak mam
powiedzieć im, ze nie interesują mnie dziewczyny? Od odpowiedzi
uratował mnie dzwoniący telefon.
-Cześć
Ruki- w słuchawce usłyszałem głos Kai'a-Zmiana planów, jutro
jedziemy nad morze
-Och,
to świetnie. Nie da się szybciej?-Kai usłyszał desperację w moim
głosie.
-Co
się stało?
-Nalot!
Ratuj mnie!- Powiedziałem smutnym tonem.
-Jadę
po zakupy, więc jeśli chcesz możesz się ze mną zabrać
-Tak!- wykrzyknąłem i podałem swój adres Kai'owi.
-Ta
ja będę za 15 minut.- Powiedział i nacisnął czerwoną
słuchawkę.
Rzuciłem
się do swojej garderoby i przebrałem się w błyskawicznym czasie.
Makijaż zrobiłem w równie szybkim tempie. Teraz zostało
mi tylko spławić rodzinę.
-Posłuchajcie,
ja zaraz wychodzę- Powiedziałem.
-Gdzie
i z kim?- teraz do rozmowy włączył się mój brat. Jak zwykle
nad opiekuńczy...
-Na
pewno nie tam gdzie ty-rzuciłem opryskliwie.
Może
wyniosą się przed moim powrotem. Ktoś zadzwonił do drzwi.
Rzuciłem się w ich kierunku, potykając się o rozwaloną bluzę.
Nogi zaplątały mi się w nią, chwyciłem klamkę, by nie upaść
przy okazji otwierając drzwi. Niestety upadłem wprost pod nogi
Yutaki. Zauważyłem jeszcze 4 nogi, które do Kai'a nie należały.
-Cześć
Ruuuki-kuuun!-wykrzyknął głos, który chyba należał do Uruhy. Za
chwilę jego twarz zniżyła się do mojego poziomu-Jedziesz z nami
na zakupy!-Jego twarz zniknęła z mojego pola widzenia.
-Aoi!
Pomóż mu wstać!- Szybko wywindowałem się do góry, by nie
korzystać z pomocy Aoi'ego.
-To
co idziemy?-zapytał Kai. Klepnąłem się po kieszeniach,
sprawdzając czy wszystko mam.
-Tak!-wykrzyknąłem
i wybiegłem z mieszkania trzaskając drzwiami.
-Nie
zamykasz drzwi?-Kai popatrzył się na wyjście z mojego domu.
-Nie,
po co?-I tak te osoby co nie chce widzieć, mają klucz do mojego
domku.
-Chodźmy
już-Wyjęczał zniecierpliwiony Uruha. Pociągnął mnie w kierunku
niebieskiego mustanga. Wepchnął mnie na siedzenie z przodu, a sam
razem z Aoi, wgramolił się na tył. Kai usiadł za kierownicą.
-Panie
kierowco, dokąd najpierw jedziemy?-Uruha pochylił się do przodu,
tak, że jego głowa znalazła się pomiędzy mną, a Kai'm.
-Proponuje
zostawić was w centrum handlowym, a ja z Aoi'm pójdziemy do
muzycznego.- Odpowiedział po chwili zastanowienia. Skończyliśmy
łazić po sklepach o 18. Kai odwiózł mnie do domu. Na szczęście
mojej chorej rodzinki już w domu nie było. Spakowałem się w
tempie błyskawicznym. Po chwili zastanowienia dorzuciłem do
walizki nowo kupione ubrania. Położyłem się spać.
Obudziłem
się wcześnie rano. Zrobiłem sobie makijaż, włosy ułożyłem,
akurat skończyłem tuż przed przyjazdem chłopaków.
Subskrybuj:
Posty (Atom)