29 września 2013

without you oneshot

  Zaskoczyliście mnie komentarzami....Tak na serio... Uprzedzam, że teraz notki będę się rzadziej pojawiały...Zła szkoła bardzo zła... Złe osoby, które swoim zachowanie nie pozwalają pisać.... Druga autorka wyjeżdża do Francji(Jedziesz do Francji!) Wymiana..Tylko, by wyzdrowiała, bo się na kochana Rivaille rozchorowała. A uczy się od miesiąca francuskiego, więc módlmy się by Rivaille nie zgubiła się we Francji i do nas wróciła! Bo jak nie wróci to nie dodamy nowego opka, które razem z nią pisze.... Mam nadzieje, że lubicie ReitukiXD... No dobra blog zachorował na poważną ospę, objawiającą się dodawaniem ogromnej ilości Reituki... A to nowe opowiadanie jest według mnie super... A teraz 3 pytania do was
1. Chcecie prolog tego nowego opka?
2. Męczą was sprawdzianami w szkółkach? 
3. Wolicie smutne zakończenia czy raczej szczęśliwe?

Szantaż- Bez komentarzy nie ma następnej notki 

Za błędy winicie Rivaille....Sprawdzała to...
___________________________


 Jaki jest sens w życiu? Skoro, ty nie widzisz, że Cię kocham. Każdy twój gest, uśmiech czy łza jest wyznacznikiem mojego szczęścia. Kiedy się śmiejesz, stoję obok i patrzę na Ciebie. Na twoje roześmiane oczy, urocze dołeczki w policzkach, które ukazują się tylko wtedy, gdy jesteś szczęśliwy. Kiedy widzisz mnie, skaczesz na mnie od tyłu i całujesz w policzek. Tak mnie witasz. Zawsze obejmuje Cię w pasie i mierzwię twoje włosy, a ty naburmuszony nadymasz policzki i gniewnie tupiesz nogą. Kiedy twoją twarz zdobią łzy, przytulasz się do mnie szukając pocieszenia. Wiesz, że nigdy Cię nie odtrącę, ale zastanawiasz się "dlaczego?". Zawsze, gdy o to pytasz uśmiecham się i nie odpowiadam. Miałem głupią nadzieję, że zrozumiesz, że Cię kocham, ale nie jak brata, nie jak ty mnie... 

   Jesteś jak motyl w zimie. Rzadki okaz - kruchy, delikatny, niepowtarzalny. Nie widziałeś swojej kruchości, zawsze pakowałeś się w największe niebezpieczeństwo. Podziwiam Cię, że nawet gdy jest Ci smutno starasz się wszystkim pomóc.  Nigdy nie oczekujesz niczego w zamian. Często nie widziałeś uczuć innych. Dopiero ja ci uświadomiłem, że Ruki podkochuje się w Reiu. Jestem gotów zrobić dla Ciebie wszystko, lecz już nie daję rady. Miłość nie jest dla wszystkich. 
   Każdy twój dwuznaczny gest w stosunku do mnie jest zarazem cudownym przeżyciem, jak i najgorszą torturą (napisałam strukturą genetyczną... Zła biologia-od autorki).  Nigdy nie odwzajemnisz moich uczuć. 
   Jest koniec próby. Proszę  Cię, byś poszedł ze mną nad rzekę. Zaskoczony i lekko zdziwiony moją propozycją zgadzasz się. Nigdy Cię o nic nie prosiłem, po prostu byłem przy tobie. Idziemy w ciszy. Wyciągam telefon i wystukuje do reszty zespołu krótką wiadomość:
"Przepraszam... Bądźcie szczęśliwi". Nie chce, by przeze mnie cierpieli bardziej niż ja teraz. Nie mogę uchronić ich od wszystkiego co złe, ale staram się, by żyli jak najlepiej. Stajemy z Kai'm na moście. Zachód słońca, trzymamy się za ręce jak zakochani. Szkoda, że nigdy nimi nie będziemy.
 - Kai.
 - Aoi - zaczynamy równocześnie.
-  Proszę, ty pierwszy- mówi mój ukochany. 
Jak to pięknie brzmi. 
-Yutaka, proszę Cię, bądź szczęśliwy... Przepraszam- mówię, po czym biorę głęboki wdech.
Robię krok w twoim kierunku i całuje Cię. W usta. Marzyłem, by ich skosztować. Są takie delikatne jak sobie wyobrażałem. Zanurzam dłoń w twoich włosach. Zaskoczony otwierasz usta, z czego chętnie korzystam, wślizgując się do środka językiem. Chyba mogę sobie na to pozwolić, skoro to mój ostatni pocałunek. Badam językiem twoje podniebienie. Nie odpychasz mnie. Chciałbym, by ta chwila trwała wiecznie. Powoli odsuwam się. Słodko wyglądasz z rumieńcami. Szepczę "Kocham Cię" i po dłuższym zastanowieniu dodaję: "Przepraszam". Rzucam się w odmęty rzeki. Biorę ostatni oddech i radosny zamykam oczy. Wyznałem Ci swoje uczucia, a ty już nie będziesz mnie mógł znienawidzić, że cię pokochałem. To chyba trochę samolubne, prawda? Podbiegasz przerażony do barierki i krzyczysz, ale ja już tego nie słyszę. Zegnaj ukochany. Moje już martwe wargi wyginają się w uśmiechu. 
   Skaczesz za mną. Wyciągasz martwe ciało. Dzwonisz przerażony do chłopaków.  Chwile później przybiegają. Płaczą. Przecież prosiłem ich, by tego nie robili. Idioci. Ruki wtula się w tors Reity. Płacze w jego czułych objęciach. Momentalnie wyobraziłem sobie Ciebie w swoich ramionach.  Obraz zamazuje się. Posyłam pocałunek w twoim kierunku i osuwam się w ciemność.

23 września 2013

Poznajmy się lepiej - 2

Dziś krócej i gorzej, według mojej własnej oceny, ale trudno. Brak czasu daje o sobie znać.
Btw zapraszam i proszę o komentowanie - to mój motor. 

Postaram się dodać następną notkę trochę szybciej, ale nic nie obiecuję *n*
____________________________________________________

[Reita]
   Schodziłem właśnie na dół na pierwsze piętro. Na drugim zajrzałem chyba do wszystkich dostępnych pomieszczeń, wszystkich zaułków i innych miejsc w których można by było się schować. Ale niby czemu Matsumoto miałby to robić? Pewnie wyszedł już dawno ze szkoły, a mnie - zapracowanemu przewodniczącemu - zlecają poszukiwania. Super.
   Pierwszym miejscem, które zamierzałem odwiedzić była toaleta umiejscowiona na rogu. Już miałem nacisnąć klamkę, lecz zatrzymałem dłoń tuż nad nią. Coś dziwnego. Przytłumione dźwięki - nie tylko przez same drzwi - dotarły do moich uszu. Tak jakby ktoś chciał coś powiedzieć, lecz nie był w stanie. Po chwili ciche szuranie i swego rodzaju łomot spowodował u mnie wzrost ciśnienia. Co się dzieje? Zdecydowanym ruchem nacisnąłem klamkę, wdzierając się do środka. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem, co właśnie miało miejsce. Czego byłem świadkiem.
   Takanori stał na palcach, trzymany przez jakiegoś faceta. Zaciskał mu mocno usta dłonią, gdy niski próbował mu się wyrywać. Druga dłoń napastnika wdzierała się właśnie między nogi chłopaka. Próbował się stawiać, krzyczeć. Na darmo.
   W jednej chwili zareagowałem, rzucając się na mężczyznę, waląc go w twarz, a potem w kilku ruchach odpychając go od Matsumoto. Słyszałem jak upada na podłogę, nagle wyrwany z silnego uścisku tego faceta. Cały czas miałem przed oczami scenę, którą zobaczyłem na początku. Przestraszone oczy ofiary zapędzonej w kozi róg, zabarwione czernią makijażu ślady po łzach na policzkach chłopaka.
   Tamten zboczeniec dostanie za swoje!
Zerknąłem na skulonego na ziemi Takanoriego. W tej samej chwili poczułem uderzenie. Zatoczyłem się lekko, jednak w miarę szybko znów wyprostowałem, by kopnąć mężczyznę z całej siły. Padł na kolana - nigdy nie przepuściłbym tak dobrej okazji, by uderzyć go w twarz, co też uczyniłem bez zastanowienia…


[Aoi]
   Nerwowo stukałem palcami w blat ławki, patrząc na puste miejsce obok mnie. Reita, gdzie ty się podziewasz?
Spojrzałem na nauczyciela. Nie słyszałem co mówi. Dla mnie bezgłośnie poruszał wargami - myślami byłem teraz gdzie indziej. Nie obchodziła mnie rozpoczęta lekcja. Klasowego blondynka nie było i nie było. Za długo jak na szukanie. Znam go dobrze. Gdyby nie mógł znaleźć, dałby już sobie dawno spokój i wrócił do klasy.
   Westchnąłem i po części ze zdenerwowania, po części ze znużenia zacząłem bazgrać w zeszycie chaotyczne linie układające się w jedno słowo.


[Ruki]
   Patrzyłem, jak dobierający się do mnie mężczyzna obrywa raz za razem z silnej pięści tego blondyna. Co się dzieje. Dlaczego tu przyszedł? Widziałem go kilkukrotnie w klubie, w którym pracuję. Widziałem, jak na mnie zerka. Często mnie zaczepiał. Ohyda. Przyszedł po mnie. Jak? Kiedy się dowiedział? To przez pracodawcę? 
                                                    *Nie jestem bezpieczny*
Ból. Coś mi zrobił. Ale co? Chciałem wstać, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Chciałem uciec. Nie mogłem, nie mogłem, nie mogłem. Przez umysł przebiegały mi tysiące myśli. Majaczących, niesprecyzowanych, bezkształtnych i zarazem w przekazie ostrych jak sztylet. Impulsy przestraszonego umysłu, który nakazywał ucieczkę. Odpowiedzi zwrotne z kończyn, które stawiały opór. Skostniałe, zrośnięte z ziemią. Z ciemnoniebieskimi kafelkami szkolnej toalety. A na nich, jak drobne punkciki gwiazd na nocnym niebie, zarysowywały się kropelki świeżej krwi, które przypadkiem padły na granat ziemi, połyskując teraz chłodem w świetle wiszących lamp. Spojrzałem na nie, zatapiając się w ich głębi. Moje ciemne, chłodne, pozbawione życia oczy. Zatracałem się w tej barwie. Niemożliwy do określenia kolor. Przenikające się barwy, stwarzane nowe, kolejne, nie znane. Lecz wszystkie jednakowo zimne. Zatraciłem się w tym. Przestałem myśleć. Czułem tylko, jak moje lewe przedramię z każdą chwilą staje się coraz bardziej ciepłe. Moja dłoń oparta na chłodnej powierzchni kafli osuwała się powoli. Ziemia. Byłem coraz bliżej.
               Staczam się. Tak. Wiem. Cały czas jestem bliżej.
   Moje oczy przesłoniła mgła. Gęsta i nieprzenikniona. Nadałem jej znajomą barwę czerwieni. Bo tak było milej. Czułem się bezpieczny, jednocześnie stojąc na krawędzi życia, stąpając po cienkiej linie zawieszonej nad przepaścią.
Po chwili osunąłem się w ciemność, uśpiony ciepłem spływającym po mojej dłoni.


                                                    * * *

   Jest ciemno. Która godzina? Ciepło. Dlaczego? To nie moja kanapa, to w ogóle nie kanapa. Czuję coś miękkiego. Moje palce gładzą śliski materiał. Naprawdę jest ciemno, czy tylko śpię? Moje powieki drgnęły - ślepiło mnie światło.
 - Matsumoto! - odległe głosy, postacie widziane jak przez mgłę.
 - Ooi! Matsumoto-kun! - z każdą chwilą bardziej wyraźne, bardziej rozpoznawalne.
Tak. Ta szmata na nosie jest stanowczo zbyt charakterystyczna.

17 września 2013

Poznajmy się lepiej - 1

Wita was druga, nowa autorka ze swoim opowiadaniem na start!
Zapraszam, zapraszam...//Rivaille

 Notka: Na potrzeby opowiadania Aoi chodzi do jednej klasy z Reitą. Nikt nie zauważy, że jest starszy. Ciii...~ _____________________________________________________

Poznajmy się lepiej

[Reita]
   Patrzyłem w przestrzeń, siedząc na dachu szkoły ze zwieszonymi poza barierkę nogami. Życie dawno przestało mieć dla mnie jakiś większy sens. Nie to, że chciałem z tym skończyć. Bynajmniej. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich samo okaleczających się ludzi, tych, którzy czasem z byle powodu byli gotowi skończyć z życiem. Czy bezradność naprawdę może tak zawładnąć człowiekiem, że nie jest nawet w stanie próbować się podnieść?  Skrzywiłem się lekko i uderzyłem dłonią w metalowe pręty barierki.
*Bez sensu*
   Wychyliłem się w dół, skupiając swoją uwagę na bramie szkoły, przez którą grupkami lub pojedynczo wchodzili kolejni uczniowie mojego liceum. Odruchowo poprawiłem swoją bandanę na nosie i odgarnąłem kosmyk blond włosów, który za bardzo opadł mi na oko. Codzienny rytuał - gówno mnie obchodziło zdanie innych. Ci, którzy mnie nie znali, mogli sobie mówić co chcą. Ale tu wieści szybko się rozchodzą. Każdy o mnie słyszał, wiedzą jaki jestem. Nikt ze mną nie zadziera, bo wie, że to może się dla niego źle skończyć. Większość raczej mnie unika.
   Zacisnąłem mocno palce na barierce, zdrapując pomalowanymi na czarno paznokciami ohydną,  zgniłozieloną farbę. Nie powiem przecież nikomu, że w głębi duszy to mnie boli, prawda? Spojrzałem po raz ostatni w dół i skierowałem się do drzwi, przez które wszedłem na dach, zarzucając sobie moją czarną torbę na ramię. Jeszcze ponad godzina do moich zajęć. Pora znaleźć sobie jakieś ciekawsze miejsce od szkolnego dachu.

[Ruki]
   Siedząc na zimnej podłodze łazienki w milczeniu wpatrywałem się w spływającą po mojej ręce krew. Kolejna rana, kolejna okazja. Tym razem dzień w nowej szkole. Upuściłem trzymaną w dłoni żyletkę na podłogę, brudząc białe kafelki swoją krwią. Podniosłem się ciężko z ziemi, podpierając się ściany. Otworzyłem szafkę, wyciągając z niej kawałek elastycznego bandaża i ukryłem pod nim nowo nabytą ranę. Nie chcę, by ktoś dowiedziała się o mnie, o moim życiu więcej niż potrzeba. Zamknąłem drzwiczki z hukiem i wyszedłem z łazienki, zerkając jeszcze dla upewnienia w lustro. Lekki makijaż, starannie ułożone włosy. Jest dobrze.
   Ubrałem się nieśpiesznie. Miałem jeszcze trochę czasu. Czarne rurki i glany w tym samym kolorze. Sięgnąłem z niechęcią po marynarkę z logo szkoły, którą narzuciłem na ściśle przylegającą do ciała bluzkę. Może i szkoła nie zwracała tak dużej uwagi na strój, jednak przynajmniej tyle musiałem mieć. By stworzyć pozory i mieć spokój.
   Ściągnąłem z szafki zegarek i zabrałem plecak, narzucając go sobie na ramię. Tak przygotowany wyszedłem z pustego mieszkania. Droga do szkoły zajmie mi jakieś pół godziny.

[40 minut później; Reita]
 - Hej, stary - radosny głos Aoi'ego jak zwykle wyprowadził mnie z równowagi.
Odpowiedziałem uśmiechem i uniosłem dłoń, eksponując dobrze swój środkowy palec. Jak zawsze.
 - A ty tradycyjnie pełen serdeczności - zaśmiał się, patrząc na mnie.
 - Taa.
Zamilkł. Widział, że nie jestem w nastroju. Ale czy naprawdę? To po prostu kolejny nudny dzień, który spędzę w szkole, szwendając się gdzieś z Yuu.  I, nie, moim zachowaniem nie zamierzam go zawalić. Nie tym razem. 
   Uśmiechnąłem się do Aoi'ego już mniej sztywnie i dźgnąłem go w bok. Jak za dawnych czasów. Znaliśmy się od podstawówki. On zawsze dbał o wszystkich, o mnie. Zachowywał się najbardziej dojrzale, zawsze myślał racjonalnie. Nienawidziłem siebie za to, że to on przywracał mnie do porządku, gdy miewałem młodzieńcze odpały. Był starszy, ale tu liczy się mentalność. Zazdroszczę mu przyszłego życia. To pewne, że znajdzie sobie kogoś z kim będzie szczęśliwy, będzie okazywał swojej drugiej połówce miłość na wszelkie możliwe sposoby. Jest odpowiedzialny. Zrobi wszystko, co będzie trzeba. Skłonny do poświęceń. Czuły.
   Facet idealny.
Wyszczerzyłem się do niego. - Chodźmy. 
Patrzył na mnie, gdy przerzucałem sobie skórzaną torbę przez ramię i szedłem wolnym krokiem w kierunku budynku szkoły. Siedzieliśmy do tej pory na dworze. Poszedł za mną nie odzywając się słowem. Czułem, że się uśmiecha. Gdy tylko zbliżył się do mnie, pociągnąłem go za marynarkę i pognałem przed siebie, ciągnąc go za sobą.

*Jak dzieci, prawda?
Beztroskie, wesołe maluchy. 
Zostańmy nimi. Chociaż na chwilę...*

[Ruki]
   Wszedłem wolno na teren szkoły, opatulając się mocniej marynarką. Jesienny wiatr niósł ze sobą coraz więcej opadłych liści. Lubię tą porę roku. Wszystko zamiera. Tak jak ja. Stopniowo pogrążam się w letargu, zatapiam we własnych słabościach. To takie żałosne, prawda?
   Nie. Chyba nie.
To tylko sposób bycia. Mój. Własny. Oryginalny. Nikt go nie zmieni. Nie dam się. Nie złamię swoich reguł. Będę się ich trzymał do końca. Zbyt wiele przeszedłem, by ktoś zabronił mi tej jedynej przyjemności. Będę się karał. Za siebie i za wszystkich. Za tych, przez których cierpię, za tych, którzy sami chcą się pokarać. To będą wspaniałe lata.
Jestem pewny, że tylko tygodnie.
   Chłodną dłonią pchnąłem szkolne drzwi. Od razu uderzyło mnie ciepło. Otuliło mnie, niczym łagodne ramiona matki, obejmujące czule swoje dziecko.
Zwykła iluzja. Zawsze zostanę zimny.
Zerknąłem na jedną z korkowych tablic, wiszących po lewej stronie od wejścia, już bliżej sekretariatu. Plan zajęć. Wyciągnąłem z plecaka długopis i jedną z pogniecionych kartek, walających się luzem - pełną bezsensownych tekstów piosenek. Zacząłem spisywać plan na wolnym skrawku papieru. Słyszałem jak ktoś schodzi po schodach.
  - Złaź tu, leniu! - cichy śmiech jakiegoś chłopaka mnie upewnił.
 - Nogi mnie bolą.
 - Złaź!
 - Możesz mnie zanieść, jeśli chcesz.
Cisza. Zbiegł po schodach, nie czekając na drugiego.
   Ja w milczeniu przepisywałem dalej.
 - Hej! - ten sam chłopak, który tu zszedł. Słyszałem jak szedł w moim kierunku.
Szybko oderwałem kawałek papieru, na którym pisałem a resztę zwinąłem w kulkę i schowałem do kieszeni. Zerknąłem na niego przez ramię. Czarne włosy, przyjazny uśmiech na twarzy; luźno zawiązany krawat, szkolna marynarka, biała koszula, czarne spodnie - jedyna część stroju, która do niego pasowała.
   Posłałem mu uśmiech. Blady, ledwo widoczny, wymuszony. Drobne kłamstwo opanowane do perfekcji.
 - Jesteś nowy? - spojrzał na trzymaną przeze mnie kartkę.
Skinąłem głową. 
- Ej... - zaprotestowałem, gdy wyrwał mi papier z ręki. Ale byłem przygotowany.
Obserwowałem jak na jego ustach poszerza się uśmiech.
 - Yuu Shiroyama. Mów mi Aoi - wyciągnął do mnie dłoń - Zdaję się, że od dziś chodzimy razem do klasy - wyszczerzył się.
 - Takanori Matsumoto - powiedziałem, chowając ręce do kieszeni spodni.
Chłopak spojrzał na mnie, po chwili cofając dłoń.
 - Zaraz zaczynają się zajęcia. Chodźmy. Później dam ci plan - zaproponował.
Znów tylko skinąłem głową. 
   Yuu zachęcił mnie ruchem dłoni, bym poszedł za nim. 
 - Rei-chan, popatrz no, kogo tu znalazłem! - krzyknął w górę schodów.
Przez poręcz wychylił się blondyn z jakąś szmatą na nosie. Bandana? Oryginalne.
Przyjrzał mi się, widziałem jak w kącikach jego ust na chwilę pojawia się uśmiech. Skierował swoje spojrzenie z powrotem na Yuu. 
 - Pospieszcie się - mruknął, odwracając się i odchodząc od schodów, tym samym znikając z mojego pola widzenia.
 - Akira Suzuki. Przyjaciel z dawnych lat - Aoi uśmiechnął się do mnie i ruszył szybko po schodach.
Pobiegłem za nim, trzymając mocno swój plecak. Kolejni "przyjaciele". Już pierwszego dnia. Ciekawe, kiedy się skończy się ta zabawa.  
Na piętrze czekał na nas ten blondyn.
 - Matsumoto-kun, tak? Mów mi Reita - powiedział bezceremonialnie.
Znał mnie. Moje imię. Jestem szkolną atrakcją? Poczułem jak Aoi kładzie mi ręke na ramieniu.
 - Jest przewodniczącym. Kontakty z nauczycielem i tak dalej...
Uśmiechnąłem się.
Więc tak to wygląda.
 - Idziemy - Aoi z uśmiechem skierował się tam, gdzie podążał już Reita, pchając mnie lekko w tamtą stronę.
Przez ubranie czułem, jaki jest ciepły. Przeszył mnie dreszcz pod wpływem tego uczucia. Jego ciało parzyło. Wzdrygnąłem się, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia.
 - Coś nie tak?
Nie odpowiedziałem. Opatuliłem się szczelniej marynarką, paradoksalnie chcąc odciąć się od tego ciepła, które poczułem.
 - Jest ci zimno?
Nie. Było dobrze. Zacisnąłem w pięści wiecznie chłodne dłonie. Spojrzałem w bok, nic nie mówiąc. Uciekając od jego osoby. Poczułem jak podchodzi i zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę.
   *Zostaw mnie! Nie potrzebuję twojej litości!*
Spojrzałem na niego spod swojej czerwonawej grzywki. Uśmiechnął się. Delikatnie. Inaczej.
 - To niepotrzebne - powiedziałem do niego, zabierając się do zrzucenia z ramion tej ciepłej rzeczy.
   Błąd.
Chcąc mnie przed tym ruchem powstrzymać, złapał mnie za dłonie. Otworzył szeroko oczy, czując jaki jestem zimny. Wyrwałem się mu gwałtownie i zrzuciłem z ramion jego marynarkę. Zerwałem się do biegu.
   *Zostaw mnie! Zostaw!*
Za rogiem zwolniłem. Wie za dużo. To jego błędy.
Rozejrzałem się dookoła. Z kilku sal słychać było żywe rozmowy. Śmiech. Radość. Niedługo zaczną się zajęcia. Nie pójdę tam.
Może jutro...
Wzrokiem odszukałem toalety. Jest. Koniec korytarza. Pobiegłem w tamtą stronę. Cicho, jak najciszej.
   *Wmieszaj się w tłum
    zjednaj się z ciszą
    stań się niewidoczny
    niech nikt nie wie, że konasz*
Otworzyłem drzwi, upewniając się, że nikogo nie ma. Zamknąłem je szybko i wszedłem do jednej z kabin, wsłuchując się w trzask zamka.

[Reita]

- Aoi! No w końcu! - przyjrzałem się mu uważnie - Coś się stało? Och. Gdzie ten nowy? Zaraz zaczynają si...
 - Pobiegł.
Spojrzałem na niego z powątpiewaniem unosząc brew.
 - Gdzie pobiegł?
 - Nie wiem.
 - Super. Szedłeś z nim do klasy i nie wiesz? - prychnąłem. Byłem rozdrażniony. Początek dnia, a już wszystko się pierdoli - Zwiał ze szkoły?
   Ciemne oczy Yuu spojrzały prosto w moje.
 - Nie.
 - No więc w czym problem? Znajdź go. Ty zgubiłeś, to teraz szukaj - mruknąłem, machając ręką i podchodząc do swojej ławki - To jego pierwsza lekcja.
 - Jesteś przewodniczącym - uśmiechnął się do mnie wrednie - Pilnuj spraw, które zlecił ci sensei.
 - Suzuki! - donośny głos nauczyciela rozniósł się po sali. O wilku mowa. Cholera.
Odwróciłem się w jego stronę.
 - Gdzie Matsumoto? Miał przyjść do mnie jeszcze przed lekcją.
No tak.
 - W takim razie...pójdę go poszukać - mruknąłem, spoglądając wkurzony na Aoi'ego.
Uśmiechał się triumfalnie. Nienawidzę wredoty.
Ale co zrobić. Już po chwili biegłem korytarzem w poszukiwaniach nowej, klasowej pierdoły.


[Ruki]
   Drżącymi dłońmi znów sięgnąłem po żyletkę. Krew. Patrzyłem na kolejne rozcięcie... Ile już tu siedziałem? Może pora wyjść. Wrócę do domu, wyjdę do pracy. Albo z nią też dam sobie spokój. Nie. Nie mogę. Do dupy z tym. Z całym światem. Zagryzłem mocno wargi. W końcu zdecydowałem się wyjść z kabiny. Zmyć wszelkie ślady i wyjść ze szkoły. Niezauważony. Jakby wcześniej po prostu mnie tu nie było. 
   Odkręciłem zimną wodę w umywalce i opłukałem żyletkę. Wytarłem. Osuszyłem. Schowałem. Obchodziłem się z nią czule. Delikatnie. Była moją jedyną radością. Ten chłodny kawałek metalu trzymał mnie przy życiu. Tak właśnie myślę. Zacząłem obmywać zadane sobie rany. Mokrą skórę owinąłem bandażem, który przesiąkł prawie natychmiast i zabarwił się lekką czerwienią.
   Brutalne piękno, które docenić może tylko ktoś taki jak ja. 
Usłyszałem, metaliczny brzęk poluzowanej klamki toalety. Ktoś chciał wejść. Stanąłem nad umywalką, wieszając się na niej ciężko. 
   Klik. Obcy pchnął drzwi i wszedł do środka. 
To pewnie ktoś z mojej klasy. Poszli mnie szukać.
   Cisza, wypełniona tylko kapaniem wody z zepsutego kranu i moim nierównym oddechem.
 - Takanori - drgnąłem, słysząc ten głos.
Pomyłka.
   Obróciłem się z przerażeniem w stronę drzwi. Patrzyły na mnie pożądliwe oczy psychopaty.



*Bo nigdy nie wiemy, co przytrafi nam się za chwilę.
Łagodność i brutalność, szczęście i smutek.
To wszystko uzupełnia się nawzajem.
Są ofiary i ci, którzy zadają im cierpienie.
By ktoś mógł cieszyć się życiem, ktoś inny musi cierpieć -
...Prawda?

Pozwólcie mi wierzyć, że ja też mogę liczyć na odrobinę radości* 



~~~TBC~~~



15 września 2013

Kurabu 3

Miałam wstawić wczoraj, ale miałam urodziny i mnie odcięli z tego powodu od neta.... Do bloga dołącza druga autorka. Przepraszam za błędy i, że to jest nudne jak flaki z olejem... 
__________________________________
~Uruha~
Trochę się martwię o Ruki'ego. Może nie znamy się długo, ale widzę, że nie jest z tych osób co mogą sobie sami poradzić bez przyjaciół. Reita zdaje się tego nie widzieć. Może pomóc mu zauważyć, ze Takanori'emu naprawdę na nim zależy?
-Śliczny, chodź idziemy już- Wykrzyknął Aoi. Może jego poprosić o pomoc w olśnieniu Reity?
-Idę-podniosłem się z kanapy i wybiegłem za Aoi'm.
~Ruki~
Ktoś obudził mnie waleniem w drzwi.
-Idę!-krzyknąłem. Założyłem na szybko jakieś spodnie i nieporządnie zapiąłem koszule. "Pukanie" powtórzyło się.
-Czego?-otworzyłem drzwi i warknąłem na przybyszy.
-Ruki-kun! W końcu jesteś w domu!- Wykrzyknęła dziewczyna mojego brata. Za drzwiami stała cała trójka ludzi, których chciałem unikać do końca życia. Mój brat, jego dziewczyna Hanami oraz jej kumpela Sasami. Wszyscy chcieli mnie z Sasami zeswatać, a ona używała mózgu, jeśli oczywiście taki posiadała, bardzo rzadko. Przepchnęli się obok mnie w drzwiach i rozsiedli w salonie. Zaniepokojony podążyłem za nimi.
-To powiedz nam, Ruki-kun, Czy znalazłeś sobie już dziewczynę?- Hanami wpatrywała się we mnie ciekawskim spojrzeniem. Jak mam powiedzieć im, ze nie interesują mnie dziewczyny? Od odpowiedzi uratował mnie dzwoniący telefon.
-Cześć Ruki- w słuchawce usłyszałem głos Kai'a-Zmiana planów, jutro jedziemy nad morze
-Och, to świetnie. Nie da się szybciej?-Kai usłyszał desperację w moim głosie.
-Co się stało?
-Nalot! Ratuj mnie!- Powiedziałem smutnym tonem.
-Jadę po zakupy, więc jeśli chcesz możesz się ze mną zabrać
-Tak!- wykrzyknąłem i podałem swój adres Kai'owi.
-Ta ja będę za 15 minut.- Powiedział i nacisnął czerwoną słuchawkę.
Rzuciłem się do swojej garderoby i przebrałem się w błyskawicznym czasie. Makijaż zrobiłem w równie szybkim tempie. Teraz zostało mi tylko spławić rodzinę.
-Posłuchajcie, ja zaraz wychodzę- Powiedziałem.
-Gdzie i z kim?- teraz do rozmowy włączył się mój brat. Jak zwykle nad opiekuńczy...
-Na pewno nie tam gdzie ty-rzuciłem opryskliwie.
 Może wyniosą się przed moim powrotem. Ktoś zadzwonił do drzwi. Rzuciłem się w ich kierunku, potykając się o rozwaloną bluzę. Nogi zaplątały mi się w nią, chwyciłem klamkę, by nie upaść przy okazji otwierając drzwi. Niestety upadłem wprost pod nogi Yutaki. Zauważyłem jeszcze 4 nogi, które do Kai'a nie należały.
-Cześć Ruuuki-kuuun!-wykrzyknął głos, który chyba należał do Uruhy. Za chwilę jego twarz zniżyła się do mojego poziomu-Jedziesz z nami na zakupy!-Jego twarz zniknęła z mojego pola widzenia.
-Aoi! Pomóż mu wstać!- Szybko wywindowałem się do góry, by nie korzystać z pomocy Aoi'ego.
-To co idziemy?-zapytał Kai. Klepnąłem się po kieszeniach, sprawdzając czy wszystko mam.
-Tak!-wykrzyknąłem i wybiegłem z mieszkania trzaskając drzwiami.
-Nie zamykasz drzwi?-Kai popatrzył się na wyjście z mojego domu.
-Nie, po co?-I tak te osoby co nie chce widzieć, mają klucz do mojego domku.
-Chodźmy już-Wyjęczał zniecierpliwiony Uruha. Pociągnął mnie w kierunku niebieskiego mustanga. Wepchnął mnie na siedzenie z przodu, a sam razem z Aoi, wgramolił się na tył. Kai usiadł za kierownicą.
-Panie kierowco, dokąd najpierw jedziemy?-Uruha pochylił się do przodu, tak, że jego głowa znalazła się pomiędzy mną, a Kai'm.
-Proponuje zostawić was w centrum handlowym, a ja z Aoi'm pójdziemy do muzycznego.- Odpowiedział po chwili zastanowienia. Skończyliśmy łazić po sklepach o 18. Kai odwiózł mnie do domu. Na szczęście mojej chorej rodzinki już w domu nie było. Spakowałem się w tempie błyskawicznym.  Po chwili zastanowienia dorzuciłem do walizki nowo kupione ubrania. Położyłem się spać.
Obudziłem się wcześnie rano. Zrobiłem sobie makijaż, włosy ułożyłem, akurat skończyłem tuż przed przyjazdem chłopaków.
Punktualnie o szóstej podjechał pod mój dom zielony samochód Reity.  Szyba od strony kierowcy opuściła się, pokazując twarz Totsu. Machnął na mnie ręką i wskazał tylne miejsce. Otworzyłem bagażnik i wrzuciłem tam swoją walizkę, po czym pobiegłem do drzwi. Z rozmachem władowałem się do środka. Obok Totsu siedział Uruha. Ręce miał zapleciona na klatce piersiowej, a głowę skierowana do okna. Innymi słowy tak wyglądał foch w wykonaniu Takashimy. Samochód ruszył. Spojrzałem na Reite. Na przywitanie uśmiechną się lekko i odwrócił wzrok. Deszcz siąpił delikatnie. Jechaliśmy obrzeżem miasta. Dom, ogród, starsza pani z wrednym, małym pieskiem,  i znowu dom, ogród, dzieciak biegnący do domu.  m dalej byliśmy od miasta tym więcej rosło drzew. W aucie panowała grobowa cisza. Fochniety na cały świat Kou, skupiony na jeździe Totsu i WszystkoJestMiObojetne Akira.
-Totsu, dlaczego i na kogo Uruha ma foch?- Nachyliłem się do przodu, opierając łokcie na fotelach.
-Bo Ci...Ci... idioci, nie pozwolili mi jechać  Aoi'm- Końcowkę Takashima wykrzyczał.
-Powiedziałeś, ze nie będziesz się odzywać do końca drogi- Reita odwrócił głowę w moja stronę. Uruha gwałtownie wciągnął powietrze i odwrócił się w stronę okna. Reita po chwili tez się odwrócił. Totsu zignorował sprzeczkę chłopaków. Tez wróciłem do podziwiania widoków za oknem. Zacząłem liczyć mijane po drodze drzewa. Jedno drzewo, drugie drzewo,r trzecie drzewo.....[duuuużo drzew]... Moja głowa bezwiednie opadła na szybę, a ja udałem się do krainy Morfeusza.
Po chwili się obudziłem. To na czym leżałem stanowczo nie było szyba. Odwróciłem się tyłem do kierunku jazdy, mocniej przytulając się do miękkiej poduszki. Ktoś delikatnie odgarnął moje włosy z twarzy. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym znów zasnąłem.
Obudziło mnie rytmiczne kołysanie. Powoli otworzyłem zaspane oczy. Reita niósł mnie. Przerażony wizja upadku chwyciłem go za szyje.
-Spokojnie, nie puszcze Cie- Powiedział Reita patrząc przed siebie.
-Bo Ci uwierzę- odparłem obrażonym
tonem, mocniej go złapałem. Weszliśmy do domu. Przechodziliśmy przez pokoje, aż zatrzymaliśmy się w sypialni. Akira delikatnie położył mnie na łózko. Pociągnąłem go do siebie tak, że leżał nade mną. Chwile patrzyliśmy sobie w oczy. On z zaskoczeniem i rozbawieniem, a ja z zawstydzeniem. Przyciągnąłem go do pocałunku. Delikatnie muskał moje usta, a ja niepewnie je oddawałem. Polizał mnie po wardze, a ja zawstydzony otworzyłem usta. Delikatnie badał językiem moje podniebienie. Wsunął rękę pod moja bluzkę i delikatnie gładził moją klatkę piersiowa, czasami zahaczając o sutki. Jęknąłem mu w usta. Jeździł językiem po moich zębach. Wplotłem palce w jego włosy. Wtem rozległo się walenie w drzwi.
-Suzuki, rusz się i pomóż przynieść bagaże- Wykrzyknął Uruha.
-Musimy to jeszcze dokończ- Reita wyszeptał mi na ucho, po czym podniósł się z łózka i wyszedł. Leżałem wpatrując się w sufit. Przyłożyłem rękę do ust, wspominając pocałunek. Podniosłem się, spoglądając na zegarek. 18:30... Może pobiegam plażą. Otworzyłem swoja walizkę  wyjąłem swój sportowy strój, znaczy się krótkie spodenki i długą bluzkę z krótkim rękawkiem. Zawiązałem trampki za kostkę i wyszedłem z pokoju. Na korytarzu spotkałem Mashiri'ego. Cofnąłem się pod ścianę. Chłopak podszedł do mnie. Dotykałem plecami ściany. Podniosłem ręce do góry, by go odepchnąć, ale przyszpilił je. Brutalnie mnie pocałował. Odepchnąłem go od siebie i zawołałem Reitę. Chłopak natychmiast przybiegli. Zaskoczony Mashiri odsunął się, a ja wybiegłem z domu. Reita próbował mnie powstrzymać, by dowiedzieć co się stało, ale odepchnąłem jego ręce. Jedynie co potrafiło ukoić wspomnienia to porządny wysiłek fizyczny. Biegłem po drodze nucąc coś. Rytmicznie uderzałem nogami w piasek. Prawa noga, Lewa, prawa. Stopy zagłębiały się w piasek, zostawiając ślady. Mięśnie drżały z wysiłku. Łzy, które cisnęły się do oczu podczas spotkania z Mashiri'm, swobodnie spływały. Dobiegłem do jakieś dziury. Odezwała się moja natura odkrywcy. Zdyszany wczołgałem
się do środka. Ściany były czarne, światło odbijało się od nich, wiec panował tam półmrok. Po środku była zatoczka, a wkoło piasek. Zanurzyłem w niej ręka woda była przyjemnie ciepła. Usiadłem na piasku, łapiąc oddech. Wpatrywałem się w falująca wodę. Podniosłem się i wyszedłem z groty. Puściłem się sprintem do domu.  Gdy dotarłem do drzwi, cichutko wszedłem. Podbiegłem do łazienki. Umyłem się szybciutko. Mokre włosy opadały mi na twarz. Cicho zakradłem się do sypialni. Wlazłem pod kołdrę. Zmęczony usnąłem natychmiast. Rano obudził mnie zapach jajecznice. Zaspany doczołgałem się do kuchni. Akira stal przy kuchence i coś majdrował przy patelni. Przytuliłem się do jego pleców. Zaskoczony odwrócił się do mnie. Spojrzałem na niego niepewnie spod grzywki. Przyciągnął mnie do długiego, romantycznego pocałunku.
-A teraz, powiedz mi jaki cholerny spacer trwa ponad 5 godzin?
-Długi?-wyszeptałem. Martwił się o mnie?
-Akira, martwiłeś się o mnie?
-Siadaj, juz podaje jajecznice-delikatnie popchnął mnie do stołu.
-Aki! Odpowiedz!-zatrzymałem się w miejscu tupiąc noga.
-Słodziaku, porozmawiamy wieczorem.
-Wybaczę Ci tego słodziaka, ale tylko dzisiaj. Później pokaże ci co wczoraj znalazłem!- powiedziałem i stanąłem przy stole. Reita chwile później położył talerze. Usiadł na krześle, a mnie pociągnął obok siebie. Zjedliśmy śniadanie, po czym rozłożyliśmy się przed telewizorem. W przerwie filmu pobiegłem się ubrać, bo ciągle byłem w piżamie. Szybciutko pomalowałem oczy i ułożyłem włosy.  Wróciłem do pokoju. Reita leżał rozwalony na kanapie, Aoi i Uru miziali się przy kanapie. Mashiri opierał sie o kanapę, a Totsu myszkował po kuchni. Podbiegłem i wskoczyłem na kolana Reia.
-Chłopaki- Totsu wyszedł z kuchni- Jest taka sprawa...-wziął głęboki oddech- Rezygnuje z roli gitarzysty, odchodzę z zespołu. Chciałbym, by zamiast mnie grał Uruha- wydusił wszystko na jednym tchu i opuścił głowę.
-Ale dlaczego?- Wydusił Kai po chwili milczenia.
-Bo... wyprowadzam się. Przepraszam chłopaki. Uru zgodzisz się zając moje
miejsce?
-Dobrze- wyszeptał Kou, przerażony tak szybkim rozwojem spraw. Przytulił się mocniej do Aoi'ego.
-Jutro już tu mnie nie będzie. Brat przyjeżdża po mnie- Totsu opuścił pokój. Po jego wyjściu panowała grobowa cisza. Zadzwonił domowy telefon. Wyciągnąłem rękę i odebrałem.
-Halo?
-Hej, zastałem Kai'a?
- Powiedz głośno, że zadzwonił Miyavi.
Powtórzyłem słowa Myv, a Kai z rumieńcami na twarzy wyrwał telefon i zaczął się do niego drzeć.
Reita i Aoi zdziwieni obserwowali zachowanie ich bezwzględnego lidera. Wróciłem do oglądania filmu, niestety nie był taki interesujący jak się wydawało na początku.
-Przejdziemy się po plaży?-zapytałem. Reita nic nie odpowiedział tylko pociągnął mnie  na dwór. Szliśmy brzegiem, oglądając ociekające przed nami mewy. W oddali zamajaczyła mi moja grota.  Złapałem Reite za rękę i pociągnąłem go do niej. Wlazłem pierwszy, a za mną zdziwiony Reita. Stanąłem tuz nad woda. Akira podszedł do mnie i objął mnie. Podniosłem głowę do góry i delikatnie musnąłem jego usta. Rei chciał przedłużyć pocałunek, ale odsunąłem się. Źle postawiłem stopę i poleciałem do tyłu, do wody. Chwyciłem Suzuki'ego za koszulkę. Wpadłem do wody, a za mną chłopak. Woda sięgała do szyi. Roześmiałem się. Reita nie podzielał mojego humoru. Patrzył złowrogo. Może wyglądało by to przerażająco, gdyby nie to, ze wyglądał jak zmokła kura. Grzywka opadła mu na oczy. Odgarnąłem mu włosy z twarzy. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, po czym wyczołgałem się z wody i jaskini. Reita z chwile dogonił mnie. Szliśmy brzegiem morza w czasie zachodu słońca trzymając się za ręce. Spędziliśmy na dworze cały dzień. Gdy dotarliśmy do domu, zamknąłem się w łazience.  Przygotowałem się  do snu. Akira czekał na mnie w łóżku. Wskoczyłem na nie i przytuliłem się do klatki piersiowej chłopaka. Objął mnie i gładził po włosach. Podniosłem głowę do góry i pocałowałem go. Po czym znów schował
schowałem się w jego ramionach. Rytmiczne uderzenia serca ukołysały mnie do snu.
~Reita~
Kiedyś założyłem się z Mashiri'm, ze  nie uda mi się poderwać nikogo z klubu. Padło na Takanori'ego. Wyróżniał się z tłumu. Na początku chciałem go tylko zaliczyć, ale teraz.... Zauroczył mnie swoim tak różnorodnym zachowaniem. Raz słodki, raz wredny, raz zagubiony. Niepewny w niektórych sytuacjach, szukający wsparcia w mojej osobie. Niewinne pocałunki wywoływały rumieńce na jego uroczej twarzy. Nie potrafiłbym chyba już go zostawić. Poczułem, ze jestem za niego odpowiedzialny.  Pogładziłem jego włosy. Nie ufał prawie nikomu, choć mogłoby się wydawać, ze jest bardzo otwarta osoba. Nawet nie wiem, czy Ruki jakiego znam jest prawdziwy.